- Co? - zapytał Ulli. - Ach, tak, znów wisi mnóstwo tego śmiecia. Co tam pisze?
- Jest napisane, mój drogi, jest napisane - uśmiechnął się jego kompan. - Ano to co zwykle - jesteśmy poszukiwani, żywi lub martwi. Władze znów się łudzą, że można nas złapać.
- A ile tym razem dają za nas? - zainteresował się brodacz. - Może nawet opłaci się ciebie przehandlować - zachichotał, klepiąc Marquanda po ramieniu na znak, że żartuje.
- Niespecjalnie - skrzywił się Marquand. - Po 50 złotych koron na łebka. Nisko nas cenią. Rozczarowałem się. Myślałem, że nasza sława sięga dalej.
- Ja też - twarz Ulliego wykrzywił grymas, zapewne mający udawać smutek. - Znaczy nie kryjemy się specjalnie? Skoro tak mało, i tak nikt nie zechce nas łapać. Nikt nie zaryzykuje życia za takie grosze.
- Może i nie - zgodził się jego przyjaciel. - Ale zauważ, że to dwa razy więcej niż ostatnio. Albo się władzom za dobrze powodzi, albo im zależy... a na taką sumkę już ktoś się może skusić. Moim zdaniem bezpieczniej będzie na jakiś czas się rozdzielić. Wytłuczemy durniów, jak się spiją w knajpie. Lubię bójki w karczmach, a ostatnio coś zbyt spokojnie było.
- Masz rację. - odrzekł Ulli. - Ale z piwa wieczorem nie zrezygnuję!
- Nie będziesz musiał. - uśmiechnął się Marquand i zanucił fałszywie: - A kto umarł, ten nie pije...
W mieście wywieszono znów listy gończe za Ullim Leitpoldem i Marquandem Volkerem - dwoma najgroźniejszymi przestępcami w tej części Imperium. Nagroda jest wysoka i kusi niejednego dowódcę, który potrzebuje zastrzyku gotówki dla siebie i swoich chłopców. Jedynym problemem będzie ujęcie
dwóch rozbójników bez większych strat w ludziach...