Kto pyta, nie błądzi. Bywa też jednak tak, że odpowiedzią na pytanie o imię tego człowieka jest jedynie nóż, wystający z klatki piersiowej i wytrzeszczone w bolesnym zdumieniu oczy. To pierwsze i zwykle ostatnie spotkanie z Johannem Nożownikiem, legendarnym już w Mordheim zabójcą, zdolnym do wszystkiego... Można oczywiście wynająć go za drobną opłatą. Johann jednak tym razem nie ma ochoty układać się ani z dowódcą jednej z band, ani z dowódcą drugiej. Przeciwnie, głośno przeklina nieznajomych, spoglądając na nich z dachu jednego z domów. Dlaczego akurat tutaj muszą załatwiać swoje sprawy? Właśnie w tej dzielnicy miał się pojawić jego cel - syn bogatego szlachcica, który zdradził tajemny kult, do którego należał. Teraz podobno kryje się tutaj, może nawet w przebraniu skavena lub orka. W końcu wie, że jest ścigany. Johann widział wczoraj jego portret. Co prawda nie był do końca pewien, czy dobrze pamięta, bo sporo już zdążył zażyć Karmazynowego Cienia, lecz na pewno rozpozna łebka, kiedy go tylko zobaczy.
Zaraz... czy to nie tamten obok dowódcy? Bardzo podobna sylwetka... tak, to na pewno on... albo też Albrecht z gospody z Middenheim? Nie, przecież nigdy nie byłem w Middenheim, pomyślał Johann. To był tylko sen. To musi być ten koleś, i nikt inny. Johann pogłaskał z lubością ostrze jednego z noży. Zapiekło. Poleciało kilka kropel krwi. Tak, tak, pomyślał. Idealne, by przebić serce.