Archiwizuje wielebny Rafael z MORR, zwany także Starcem z Gór lub Brodatym Inwestorem
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mordheim strona 06. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mordheim strona 06. Pokaż wszystkie posty
sobota, 31 marca 2012
Gaz, gaz, gaz by M.T. DT
Zielonkawa mgła zasnuła całą okolicę. Smrod był nie do opisania; właściwie to i również nie do wytrzymania. Przechodzenie przez kłębiące się opary było równie męczące, co przedzieranie się przez bagno. Każdy, kto był zmuszony wkroczyć za zasłonę tej dziwnej mgły, doznawał zawrotów głowy i nieprzyjemnych mdłości. Nie inaczej było z siostrami, które mimo tych przeciwności wciąż przeszukiwały każdy zaułek miasta...
– Mówili, że wykorzystają przeciwko nam każdą mroczną tajemnicę tego miasta – zachrypiała nowicjuszka, zasłaniając usta welonem. – Zaczynam rozumieć, co to znaczy.
– To tylko opary gazu – uspokoiła ją jedna ze starszych sióstr. – Jestem pewna, że nawet ci biedacy nie potrafią w nich wytrzymać. Grunt to spokój.
– Spokój to nie zawsze najlepszy doradca... - rzekła wieszczka na pozór normalnym, lecz jakby sennym głosem. - O ile nie widząc nic, mogę polegać na swym węchu, to opary te pochodzą z sieci kanalizacyjnej. Zapewne uderzenie komety całkiem ją zniszczyło.
– Ale to było już tak dawno! - zaprotestowała nowicjuszka. - Nie wierzę, żeby nadal mogło tak śmierdzieć.
– Smród to nie najgorsze, co się stamtąd wydobywa... - mruknęła Matka Przełożona, spoglądając przez gęstą mgłę na zarysy budynków. - Myślę, że powinnyśmy zachować tu szczególną ostrożność.
wtorek, 27 marca 2012
Ożywione mury by M.T. DT
– To tutaj – mruknęła Matka Przełożona. - Zachowajcie szczególną czujność. To bardzo złe miejsce, pełne chorej, nieokiełznanej magii.
– Czarnoksiężnicy nie mogliby chyba tutaj mieszkać – zauważyła jedna z nowicjuszek. - Domy wyglądają na całkiem opuszczone.
– To nie ludzie ani jakiekolwiek żywe istoty są tutaj zagrożeniem, moje dziecko – odrzekła grobowym głosem wieszczka. - Lecz same te opuszczone, jak słusznie zauważyłaś, domy.
– Te mury nienawidzą ludzi. - powiedziała Matka. - I choć trudno w to uwierzyć, potrafią nawet zabijać.
Tuż obok z hukiem upadła cegła. Siostry wydały pełen zgrozy pomruk. Najwyraźniej budynki słyszały, kiedy się o nich mówiło.
– Jak już mówiłam – dodała Matka Przełożona. - Należy zachować szczególną czujność.
sobota, 24 marca 2012
Prosto w oczy by Skavenblight DT
Wydawało się, że nie ma nic gorszego od spadających meteorytów, spękanej ziemi i demonów, gnębiących ludzkość w tych dniach. A jednak, okazało się, że siły Chaosu szykują jeszcze potworniejszą niespodziankę, niż to, co spotkało śmiałków do tej pory. W głębi miasta skryła się – jeśli można doskonale widoczną postać nazwać ukrytą – potworna poczwara. Powiadają, że śpi na niewyobrażalnych skarbach. Powiadają jednak także, że jedno jej spojrzenie może zabić...
piątek, 23 marca 2012
Koszmar z gwiazd by Garran
Przeklęci astronomowie –uczeni tak potępiani po niedawnej tragedii Mordheim znów wypatrzyli nieszczęście.. Będąc pod wielką presją astronomowie bacznie spoglądali w niebiosa. Ku ich zgrozie przez eter znów wędrowała kometa! Jakaż była to dla nich ulga gdy obiekt ten poruszał się naturalnie, omijając pozostałe miasta Imperium zasługujące na gniew bogów. Jednak od komety odłączyła się mała jej cząstka ciągnięta w stronę planety przez jej naturalne siły! Uczeni podnieśli ostrzegawczy krzyk i intensywnie poczęli wyprowadzać się z swych domostw wiedząc, że kościół z chęcią w nich upatrzy winnych w razie kolejnej katastrofy. Następnej nocy ciemne niebo zostało przecięte jasną smugą. Spadająca gwiazda – namiastka Gniewu Sigmara spadła gdzieś w okolicach Dziury. Całe szczęście wielkość jej była niewielka, miejsce upadku z kolei przyzwyczajone do takich wydarzeń.
Pierwszego dnia bandy przemierzające Mordheim, bez ekscytacji przyjęły wieść o upadku gwiezdnego kamienia, zajęte się walką o przeżycie i gromadzeniem bogactw. Następnego wieczoru ‘Ostrza znad Reiku’ kapitana Gustawa Franza napotkały na człowieka uciekającego w panice. Uspokojony i zabrany poza mury miasta przy kuflu mocnego piwa opowiedział historię bandy do której jeszcze godziny temu należał, a która już nie istnieje…
Ich dowodzący Konrad Stecht po rozmowie z pewnym astronomem zadecydował, że dziś będą zmierzać w kierunku Dziury. Wydał dodatkowe złote korony na doposażenie załogi, opłacił też parę najemnych ostrzy do pomocy. Dziura wszakże cieszyła się sławą najgorsza z najgorszych. Jak się okazało wędrowali ‘całe szczęście’ w jej pobliże, nie zaś bezpośrednio. Po drodze morale mocno wzrosło gdy natrafili na starcie krasnoludzkich poszukiwaczy skarbów z kultystami. Wspierając starszych kuzynów zbrojnym ramieniem wyparli wyznawców Pana Cieni, którzy to pierzchli w popłochu. Krasnoludy ‘uczciwie’ podzieliły się zyskiem oddając pod komendę Her Stechta jedną z trzech części łupów i obie bandy rozeszły się w pokoju. Dowódca miał jakiś szczególny cel którego nie zdradzał. Czuło się coś w powietrzu. Coś o wiele gorszego niż zaciekła walka o skarby, czy młoda mantikora którą niedawno pokonali. Wtedy rozpętało się całe piekło. W głowie po tym pozostały tylko wyrywkowe sceny grozy. Coś wystrzeliło z kanału niczym strzała, rozrywając łowcę z Kislevu zatrudnionego rano. Padło kilka strzał, huknęły pistolety jednak tak szybko jak bestia się pojawiła tak szybko zniknęła! Wszyscy czekali w napięciu. Pamięć ocalałego była w strzępach tak jak jego umysł. O dalszej rzeźni jaka się rozpętała opowiadał nieskładnie, pełen strachu. Ostatecznie przeżył tylko on, gdyż w strachu począł uciekać już po pierwszych chwilach starcia.
Pierwszego dnia bandy przemierzające Mordheim, bez ekscytacji przyjęły wieść o upadku gwiezdnego kamienia, zajęte się walką o przeżycie i gromadzeniem bogactw. Następnego wieczoru ‘Ostrza znad Reiku’ kapitana Gustawa Franza napotkały na człowieka uciekającego w panice. Uspokojony i zabrany poza mury miasta przy kuflu mocnego piwa opowiedział historię bandy do której jeszcze godziny temu należał, a która już nie istnieje…
Ich dowodzący Konrad Stecht po rozmowie z pewnym astronomem zadecydował, że dziś będą zmierzać w kierunku Dziury. Wydał dodatkowe złote korony na doposażenie załogi, opłacił też parę najemnych ostrzy do pomocy. Dziura wszakże cieszyła się sławą najgorsza z najgorszych. Jak się okazało wędrowali ‘całe szczęście’ w jej pobliże, nie zaś bezpośrednio. Po drodze morale mocno wzrosło gdy natrafili na starcie krasnoludzkich poszukiwaczy skarbów z kultystami. Wspierając starszych kuzynów zbrojnym ramieniem wyparli wyznawców Pana Cieni, którzy to pierzchli w popłochu. Krasnoludy ‘uczciwie’ podzieliły się zyskiem oddając pod komendę Her Stechta jedną z trzech części łupów i obie bandy rozeszły się w pokoju. Dowódca miał jakiś szczególny cel którego nie zdradzał. Czuło się coś w powietrzu. Coś o wiele gorszego niż zaciekła walka o skarby, czy młoda mantikora którą niedawno pokonali. Wtedy rozpętało się całe piekło. W głowie po tym pozostały tylko wyrywkowe sceny grozy. Coś wystrzeliło z kanału niczym strzała, rozrywając łowcę z Kislevu zatrudnionego rano. Padło kilka strzał, huknęły pistolety jednak tak szybko jak bestia się pojawiła tak szybko zniknęła! Wszyscy czekali w napięciu. Pamięć ocalałego była w strzępach tak jak jego umysł. O dalszej rzeźni jaka się rozpętała opowiadał nieskładnie, pełen strachu. Ostatecznie przeżył tylko on, gdyż w strachu począł uciekać już po pierwszych chwilach starcia.
sobota, 4 lutego 2012
Krwawy poniedziałek by Skavenblight DT
Metaliczny zapach krwi roznosi się w powietrzu, gdy dzielni poszukiwacze bogactw wyruszają na łowy. Nie jest on w Mordheim niczym nadzwyczajnym, jednak tego dnia coś wisi w powietrzu. Przeszukiwanie domów może skończyć się bardzo źle dla tych, którzy w porę nie dowiedzą się o krwawej orgii wyznawców Khorne'a...
piątek, 27 stycznia 2012
Grobowiec Zarazy by Skavenblight DT
Gdyby zaraza i rozkład nie były obecne w Mordheim, nie można by było nazwać tego czasu Apokalipsą. Zapach zgnilizny i stęchlizny dotarł w każdy kąt miasta. Trzeci widmowy Jeździec pokazuje swe oblicze – a jest to nikt inny, jak sam Nurgle, którego umiłowane dzieci, z potwornym Zgnilcem na czele, od dawna już czekają w Mordheim...
wtorek, 24 stycznia 2012
Czas zmian by Skavenblight DT
Nawet w Czasie Apokalipsy nikt nie spodziewał się takiej interwencji Pana Zmian. Przeszukiwanie miasta kończy się – a raczej zaczyna – dla wszystkich fatalnie. Czas i przestrzeń tworzą zawirowania, w ogólnym zamęcie znika nagle większość wojowników. Teraz trzeba znaleźć swoich i ustrzec się przed niebezpieczeństwami...
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Polowanie na niewolnice by Skavenblight DT
Wydaje się, że bogaci ludzie nawet w Czasie Apokalipsy nie mają większych problemów: większość dowódców band wzrusza tylko ramionami, słysząc pogłoskę, że z transportu niewolnic z haremu jakiegoś arabskiego bogacza uciekło kilka dziewcząt. Nie wiedzą jeszcze, jak niezwykłe są to dziewczęta i że skryły się właśnie w Mordheim...
piątek, 20 stycznia 2012
Rytuał Przeklętego Pielgrzyma by Skavenblight DT
Nicodemus spojrzał z trudem poprzez aurę zielonkawego blasku. Tak, byli tu. Mali, śmieszni ludzie, nie dorastający mu do pięt - dosłownie i w przenośni. Z drugiej strony również nadchodziły jakieś kurduple. Cóż, nie miało to teraz najmniejszego znaczenia. Ani jedni, ani drudzy nie odważą się go zaatakować podczas odprawiania rytuału. Przecież słyszeli o nim, i wiedzą, że kogo jak kogo, ale Nicodemusa niepokoić nie należy. A nawet jakby chcieli mu przerwać, nie mają najmniejszych szans. Żadna aura nie przepuści żywego wroga. Ani kuli, ani strzały, ani bełtu. Nie jest to możliwe. Przecież aura jest dziełem największego z czarodziejów...
A jednak nadchodzą, pomyślał, kątem oka dostrzegając ruch. Dobrze. Tym lepiej. Najważniejsze, by nie przerywali rytuału. Po nim nieistotne będzie już, kto i czego od niego chce. Największy z czarodziejów wreszcie przestanie być wyszydzany. Wreszcie nie tylko wzrost będzie świadczył o jego wielkości. Wreszcie klątwa demona zostanie zdjęta. Wszystko wróci do normy... będzie znów tak samo... albo lepiej...
- Niech tylko ktoś odważy się przekroczyć linię tego kręgu... - zamruczał. - Nie wiem, co mu zrobię, ale pewne jest jedno... nie wyjdzie z tego żywy...czwartek, 19 stycznia 2012
Przeklęty Bibliotekarz by Skavenblight DT
Przed uderzeniem meteorytu w Mordheim, znajdował się tam olbrzymi budynek biblioteki, wzniesiony w celu niesienia kaganka oświaty ludności miasta. Wielu ludzi dbało o stan zgromadzonych dzieł, ale tylko jeden człowiek miał obowiązek czuwania nad specjalną kolekcją dzieł traktujących o zakazanych dziedzinach. Pod fałszywym pretekstem poszukiwania skutecznych sposobów zwalczania mutacji oraz wszelkich przejawów zwolenników chaosu, prowadził swoje własne zakazane studia nad dziedzinami demonologii i nekromancji.
Kiedy na niebie pojawiła się kometa z dwoma ogonami, a po mieście rozniosła się wieść, że to znak powrotu Sigmara, w umyśle bibliotekarza zapłonęła myśl podsycana przez demona zaklętego w wielkiej czarnej księdze - myśl, że chcą pozbawić go jego wspaniałego zbioru. Bibliotekarz, już wtedy oszalały od zdobytej wiedzy, wykonał rytuał przyzwania demona, dając mu swą duszę i ciało w zamian za pomoc w obronie zgromadzonych woluminów przed poszukiwaczami, którzy chcieliby wykraść lub zniszczyć jego kolekcję. Kiedy na miasto spadł meteoryt, wszystko zostało praktycznie zniszczone, a budynek biblioteki został prawie doszczętnie zburzony. Gdy spaczeń zetknął się z przeklętymi księgami, te zaczęły wydzielać wielobarwne dymy, które osiadły nad okolicą, siejąc zgubę każdemu niekompetentnemu magusowi. Po bibliotece pozostały tylko ruiny, a wśród tych ruin znajduje się stojak z otwartą wielką czarna księgą, z której słychać opętańcze krzyki i wrzaski, przypominające wszystkim nierozważnym poszukiwaczom przygód, że nikt nie ma prawa przekroczyć murów biblioteki bez zgody przeklętego bibliotekarza. Bibliotekarza, który czai się gdzieś w ruinach, by chronić swój cenny skarb....
piątek, 13 stycznia 2012
Nagła egzekucja by Skavenblight DT
- Wodzu - zawołał Markus. - Wolałbym nie wchodzić do tego budynku.
Kapitan Teichfischer spojrzał na niego pogardliwie.
- A dlaczegóż to nie chcesz tam wchodzić? - prychnął. - Strach cię obleciał? Możesz nie wchodzić, jak nie chcesz. Znajdzie się wśród nas ktoś odważniejszy.
- Nie chciałbym, żeby ktokolwiek tam wchodził. Czuję, że tam jest coś niedobrego. Szczuroludzie... - odrzekł Markus i urwał, widząc niedowierzanie na twarzy dowódcy.
Reiklandczycy zachichotali. Nie pierwszy raz Markus wymyślał niestworzone historie, byle tylko wykręcić się od obowiązków. Fakt, że raz wycofał się z cmentarza, a chwilę potem kilku zmarłych opuściło swe groby. No, i rzeczywiście kultyści Pana Cieni byli w tamtym domu, przy pełni Morrslieba, ale przecież to przypadek. Wszystko przypadki. Zresztą tamto można było przewidzieć, a ten budynek? Wyglądał całkiem normalnie. W dodatku w sąsiednich domach na piętrach czaili się
strzelcy. Cokolwiek tam było, długo nie pożyje.
- Nie, mój drogi. To już przesada. Zastanów się, czy naprawdę chcesz prowadzić poszukiwania w Mordheim. - odrzekł gniewnie Teichfischer. - Szczuroludzie! To jest niepodobne do największego tchórzostwa. Jeśli zechcesz, zrobię to za ciebie. Ja wejdę tam sam. Teraz. A ty wstydź się, bo hańbisz honor swego kraju taką postawą. Po czym uśmiechnięty przekroczył próg. Reiklandczycy zamilkli, chociaż uśmiechy nie zeszły im z twarzy. Patrzyli i słuchali spokojnych kroków kapitana, które rozbrzmiewały głośnym stukotem w całym budynku. Markus zacisnął powieki. Kroki skierowały się po schodach na piętro. Wciąż były głośne i regularne. Po czym nagle umilkły i nastąpiła cisza. Zaraz po krzyku konającego kapitana.
Kapitan Teichfischer spojrzał na niego pogardliwie.
- A dlaczegóż to nie chcesz tam wchodzić? - prychnął. - Strach cię obleciał? Możesz nie wchodzić, jak nie chcesz. Znajdzie się wśród nas ktoś odważniejszy.
- Nie chciałbym, żeby ktokolwiek tam wchodził. Czuję, że tam jest coś niedobrego. Szczuroludzie... - odrzekł Markus i urwał, widząc niedowierzanie na twarzy dowódcy.
Reiklandczycy zachichotali. Nie pierwszy raz Markus wymyślał niestworzone historie, byle tylko wykręcić się od obowiązków. Fakt, że raz wycofał się z cmentarza, a chwilę potem kilku zmarłych opuściło swe groby. No, i rzeczywiście kultyści Pana Cieni byli w tamtym domu, przy pełni Morrslieba, ale przecież to przypadek. Wszystko przypadki. Zresztą tamto można było przewidzieć, a ten budynek? Wyglądał całkiem normalnie. W dodatku w sąsiednich domach na piętrach czaili się
strzelcy. Cokolwiek tam było, długo nie pożyje.
- Nie, mój drogi. To już przesada. Zastanów się, czy naprawdę chcesz prowadzić poszukiwania w Mordheim. - odrzekł gniewnie Teichfischer. - Szczuroludzie! To jest niepodobne do największego tchórzostwa. Jeśli zechcesz, zrobię to za ciebie. Ja wejdę tam sam. Teraz. A ty wstydź się, bo hańbisz honor swego kraju taką postawą. Po czym uśmiechnięty przekroczył próg. Reiklandczycy zamilkli, chociaż uśmiechy nie zeszły im z twarzy. Patrzyli i słuchali spokojnych kroków kapitana, które rozbrzmiewały głośnym stukotem w całym budynku. Markus zacisnął powieki. Kroki skierowały się po schodach na piętro. Wciąż były głośne i regularne. Po czym nagle umilkły i nastąpiła cisza. Zaraz po krzyku konającego kapitana.
sobota, 7 stycznia 2012
Na celowniku Johanna Nożownika by Skavenblight DT
Kto pyta, nie błądzi. Bywa też jednak tak, że odpowiedzią na pytanie o imię tego człowieka jest jedynie nóż, wystający z klatki piersiowej i wytrzeszczone w bolesnym zdumieniu oczy. To pierwsze i zwykle ostatnie spotkanie z Johannem Nożownikiem, legendarnym już w Mordheim zabójcą, zdolnym do wszystkiego... Można oczywiście wynająć go za drobną opłatą. Johann jednak tym razem nie ma ochoty układać się ani z dowódcą jednej z band, ani z dowódcą drugiej. Przeciwnie, głośno przeklina nieznajomych, spoglądając na nich z dachu jednego z domów. Dlaczego akurat tutaj muszą załatwiać swoje sprawy? Właśnie w tej dzielnicy miał się pojawić jego cel - syn bogatego szlachcica, który zdradził tajemny kult, do którego należał. Teraz podobno kryje się tutaj, może nawet w przebraniu skavena lub orka. W końcu wie, że jest ścigany. Johann widział wczoraj jego portret. Co prawda nie był do końca pewien, czy dobrze pamięta, bo sporo już zdążył zażyć Karmazynowego Cienia, lecz na pewno rozpozna łebka, kiedy go tylko zobaczy.
Zaraz... czy to nie tamten obok dowódcy? Bardzo podobna sylwetka... tak, to na pewno on... albo też Albrecht z gospody z Middenheim? Nie, przecież nigdy nie byłem w Middenheim, pomyślał Johann. To był tylko sen. To musi być ten koleś, i nikt inny. Johann pogłaskał z lubością ostrze jednego z noży. Zapiekło. Poleciało kilka kropel krwi. Tak, tak, pomyślał. Idealne, by przebić serce.
Zaraz... czy to nie tamten obok dowódcy? Bardzo podobna sylwetka... tak, to na pewno on... albo też Albrecht z gospody z Middenheim? Nie, przecież nigdy nie byłem w Middenheim, pomyślał Johann. To był tylko sen. To musi być ten koleś, i nikt inny. Johann pogłaskał z lubością ostrze jednego z noży. Zapiekło. Poleciało kilka kropel krwi. Tak, tak, pomyślał. Idealne, by przebić serce.
wtorek, 27 grudnia 2011
Żywi lub martwi by Skavenblight DT
- Co? - zapytał Ulli. - Ach, tak, znów wisi mnóstwo tego śmiecia. Co tam pisze?
- Jest napisane, mój drogi, jest napisane - uśmiechnął się jego kompan. - Ano to co zwykle - jesteśmy poszukiwani, żywi lub martwi. Władze znów się łudzą, że można nas złapać.
- A ile tym razem dają za nas? - zainteresował się brodacz. - Może nawet opłaci się ciebie przehandlować - zachichotał, klepiąc Marquanda po ramieniu na znak, że żartuje.
- Niespecjalnie - skrzywił się Marquand. - Po 50 złotych koron na łebka. Nisko nas cenią. Rozczarowałem się. Myślałem, że nasza sława sięga dalej.
- Ja też - twarz Ulliego wykrzywił grymas, zapewne mający udawać smutek. - Znaczy nie kryjemy się specjalnie? Skoro tak mało, i tak nikt nie zechce nas łapać. Nikt nie zaryzykuje życia za takie grosze.
- Może i nie - zgodził się jego przyjaciel. - Ale zauważ, że to dwa razy więcej niż ostatnio. Albo się władzom za dobrze powodzi, albo im zależy... a na taką sumkę już ktoś się może skusić. Moim zdaniem bezpieczniej będzie na jakiś czas się rozdzielić. Wytłuczemy durniów, jak się spiją w knajpie. Lubię bójki w karczmach, a ostatnio coś zbyt spokojnie było.
- Masz rację. - odrzekł Ulli. - Ale z piwa wieczorem nie zrezygnuję!
- Nie będziesz musiał. - uśmiechnął się Marquand i zanucił fałszywie: - A kto umarł, ten nie pije...
W mieście wywieszono znów listy gończe za Ullim Leitpoldem i Marquandem Volkerem - dwoma najgroźniejszymi przestępcami w tej części Imperium. Nagroda jest wysoka i kusi niejednego dowódcę, który potrzebuje zastrzyku gotówki dla siebie i swoich chłopców. Jedynym problemem będzie ujęcie
dwóch rozbójników bez większych strat w ludziach...
Subskrybuj:
Posty (Atom)